Witam!

Ja-ja-ko doświadczona nie wiekiem a liczbą dzieci, chcę się podzielić swoją wiedzą dotyczącą wszystkiego co dotyczy maluchów. Ponieważ nie przepadam za "dobrymi radami" - czyli po prostu nie lubię być pouczana, nie traktujcie moich wpisów zbyt dosłownie :)

poniedziałek, 4 lipca 2011

sprawiedliwy podział obowiązków

Coś takiego nie istnieje KROPKA
Ale, że pisać dalej trzeba dalej mianowicie następuje:

Wracamy do domu z małym człowiekiem. Z istnieniem ludzkim, które wcale nie ma dwóch dni jak wskazuje metryka. Ten mały człowiek ma 9 miesięcy. W łonie matki ukształtował się cały. Umie ssać, łykać, płakać, poruszać rękami, nogami. Ćwiczył to wszystko w ochronnej atmosferze macicy w zmniejszonej grawitacji, zatem jak na starcie umie już dużo. Pierwsze dni jak koty - za płoty. Maluch zmęczony porodem, ssaniem, które jest dla niego nie lada wysiłkiem - dużo śpi. Baaa, ale to nadal jest odrębny człowiek, którego trzeba się nauczyć!!! Kiedy je, ile je, jak długo śpi i kiedy, jakie lubi pozycje odpoczynku - niby kilka czynności, a przecież zajmuje mu to całą dobę.

Maluchy jedzą jak chcą. Jamba jadła zegarowo co 3 godziny, żywiła się godzinę bo zasypiała w trakcie seansu karmienia. Jabbers jadł co 2 godziny, ale najadał się w 15 minut. Jabulani stołował się co 3 godziny po 40 minut-każde inaczej. Również w nocy bywało różnie. Ja jestem nocnym markiem, więc wstawanie co 2-3 godziny w nocy to pestka, ale po 5 nad ranem nie odbierałam sygnałów ze świata zewnętrznego. Dlatego "sprawiedliwy" podział obowiązków jest kwestią subiektywną i do-dopracowania-w-związku. A każdy ma inaczej. Warto jednak zadbać o wspólną opiekę nad maluchem, tym bardziej, że jeśli mąż wychodzi na piwo, to dlaczego szanowna małżonka nie miałaby wychodzić? Kwestię karmienia rozwiązywałam następująco. Wychodziłam "na miasto" zaraz po karmieniu lub zostawiałam trochę pokarmu lub po prostu sztuczne mleczko. Wracałam po 2-3 godzinach więc problemu generalnie nie było. Ale zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie kobiety maja ochotę wychodzić. Ja przecież też nie wypuszczałam się z domu codziennie. Mimo wszystko fajnie jest zarezerwować dla siebie, czyli dla siebie, ale i dla męża, część życia "bez pieluch". Nie chodzi mi o odrzucenie dziecka, o imprezowanie w tydzień po porodzie, tylko o normalne podejście do sprawy. Jest dziecko, OK, ale jestem ja, ale jesteśmy też my - ja i mój mąż. To wszystko są odrębne światy - jak klocki. Przyjście na świat trochę burzy stary układ, więc trzeba wszystko na nowo odbudować, a najlepiej tak aby nie wyrzucać żadnego z klocków, tylko je trochę poprzestawiać.
Miało być o obowiązkach - i było, tylko, że pomiędzy wierszami :)