Witam!

Ja-ja-ko doświadczona nie wiekiem a liczbą dzieci, chcę się podzielić swoją wiedzą dotyczącą wszystkiego co dotyczy maluchów. Ponieważ nie przepadam za "dobrymi radami" - czyli po prostu nie lubię być pouczana, nie traktujcie moich wpisów zbyt dosłownie :)

poniedziałek, 5 września 2011

czysto, czyściej, jeszcze czyściej

Od setek tysięcy lat ludzie żyli w brudzie, z robalami, pasożytami i innymi zarazami. Dbamy o siebie tak na serio od 100 lat jak mniemam. I dzięki temu żyjemy dłużej. Ale zapędziliśmy się trochę w "kozi róg". Nadmierna czystość doprowadziła do powstawania alergii, które nie są niczym innym jak nietolerancją naturalnego środowiska człowieka. No cóż, we wszystkim trzeba osiągnąć równowagę.
Podstawowa sprawa - jak działa nasz układ immunologiczny?- To są całe dywizje komórek i infrastruktura istniejąca tylko po to aby poznać wroga i zniszczyć wszystko co może zniszczyć nas. Układ immunologiczny (UI) uczy się - musi poznawać kolejnych wrogów, zapamiętywać ich aby następnym razem działać sprawniej. Oczywiście, gdy rodzi się małe dziecko, jego UI nie jest jeszcze dojrzały, ale za to przeciwciała do walki z wrogiem wysysa z mlekiem matki. Dlatego też niekiedy zdrowe noworodki są superodporne [mój najmłodszy trafił po urodzeniu w sam środek wszelkiego rodzaju zapaleń spojówek, krtani i przeziębień wśród członków rodziny, a przez pierwsze pół roku był zdrów jak ryba, oczywiście chroniliśmy go, ale przecież wirusy i bakterie były w powietrzu]. Nie zawsze infekcje omijają maluchy, to oczywiste - niedawno słyszałam o matce, która miała herpesa na ustach i pocałowała nowonarodzoną córeczkę, co spowodowało u dziecka ciężką posocznicę, w wyniku której dziecko zmarło. Ale takie sytuacje zdarzają się naprawdę rzadko. Konkludując, malucha trzeba chronić, ale też nie nadmiernie - już po urodzeniu kładzie się go przecież na brzuchu mamy aby "domowe" bakterie zasiedliły ciało dziecka. Niemowlakowi należy wyparzać smoczki, butelki - o tym chyba nie trzeba się rozpisywać. Jestem natomiast przeciwnikiem sterylizowania wszystkich zabawek i całego otoczenia. Wtedy właśnie, wraz z rozwojem dziecka układ odpornościowy musi się ćwiczyć. Kurz, roztocza radośnie szalejące po naszym mieszkaniu nie są przecież wrogami rzędu wirusa grypy. Natomiast nie bardzo rozumiem sens wyparzania każdorazowo smoczka czy butelki u dziecka, które zaczyna raczkować. Przecież i tak liże wszystko, bierze paluszki do buzi, a co gorsza ląduje w niej cała gama materii nieożywionej (łącznie z petami, kapslami na spacerze), bądź ożywionej - koty, psy, robale i pająki (no ponoć to możliwe, że dziecko zawija każdego napotkanego ośmionoga do paszczy).
Dla nieprzekonanych i uznających, że dziecko można oduczyć lizać klocki, piłki, liście i ślimaki. Wyobraźmy sobie typowy dzień. Wracamy z zakupów. Zdejmujemy buty, zakładamy kapcie. Wszystkie riketsje, pył z podwórka, kawałki odchodów ptasich i psich na naszych butach lądują w przedpokoju, w którym ubieramy kapcie - przenosimy więc część podwórkowej flory i fauny na dywan, na którym rozkosznie bawi się bobas. Przenosimy zakupy do kuchni, myjemy ręcę, po czym wyjmujemy zakupy - ile tam jest kolonii bakterii? Przecież ludzie, którzy przenosili i układali towar w sklepie niekoniecznie myli ręce, a może ta czy inna puszka spadła na ziemię.  A potem tymi samymi rękami przygotujemy dziecku butelkę, którą to dziecko wraz z żyjącym inwentarzem weźmie do swoich rąk. Ale dalej - dzwonek do drzwi - listonosz. Czystymi rękami dotykamy klamki, którą wcześniej dotykaliśmy brudnymi rękami (które trzymały się poręczy w tramwaju, wózków sklepowych i wybierały marchewkę w sklepie). Bierzemy list, który przebył 100 km w różnych warunkach, podpisujemy się długopisem, który codziennie trzymają setki ludzi niekoniecznie z certyfikatem czystości. Wracamy do dziecka i bawimy się z nim. Całe rzesze nieprzyjaznych istot zaludniają w tym czasie zabawki i dziecko. [Akurat jak po listonoszu myję ręce bo sama widziałam jak się odlewa w przyosiedlowych śmietnikach]. Tak, to tylko tak dla zobrazowania. O dziecko trzeba dbać, dom trzeba sprzątać i co jakiś czas umyć zabawki. Ale chyba nie można w tym wszystkim popaść w paranoję. Jeśli ma się w domu alergika to już inna sprawa - czyścić trzeba częściej, ale nie uważam, że trzeba wszystko odkażać jak radzą nam w reklamach takich cudownych sprayów.
Oczywiście jeśli ktoś musi bo ma taką potrzebę, to przecież nikt mu nie zabroni. Warto jednak logicznie podejść do niektórych spraw, bowiem choroby i wszystko co się wiąże z dobrostanem naszych dzieci jest nieodłącznie naszpikowane emocjami, naszymi własnymi lękami i poczuciem odpowiedzialności.
Zatem musimy zdecydować czy UI naszego dziecka ma iść do szkoły czy jechać na wakacje...