Akurat jestem na bieżąco z urodzinami, ale o chrzcinach też napiszę. Myślę, że "dziecięce" imprezy najlepiej urządzać w domu. Takie imprezy w knajpach, owszem, odbarczają rodziców z całego tego bałaganu sprzątania, gotowania (szczególnie po porodzie, np przy chrzcinach), ale to mimo wszystko jest święto dziecka. A dziecko najlepiej czuje się w domu, tak samo jak zazwyczaj inne zaproszone dzieci. Byłam raz na chrzcinach w restauracji i było naprawdę fajnie, tylko zawsze jest problem co zrobić z maluchami, które wszędzie chodzą, wszystkiego dotykają, pieluszaka trudno przebrać i położyć spać. Dlatego polecam domówki. Właśnie posprzatałam po pierwszych urodzinach Jabulaniego. Dorośli siedzieli w dużym pokoju, a dzieciaki (trójka w wieku 2,5-5 lat) radośnie zrobiły w swoim pokoju Jumanji. W zasadzie harmonogram prac był mocno rozłożony w czasie. Sprzątanie wstępne w czwartek (kto wie jaki ja mam problem z porządkiem zrozumie). W piątek zakupy. W sobotę rano przygotowałam część jedzenia - dzieci piekły muffinki, ja paszteciki z gotowego ciasta francuskiego, odmrażałam kurczona (tak jak moja mama twierdzę, że dobry kurczak musi być mrożony). Wieczorem zrobiłam tort (z gotowych blatów), usmażyłam piersi kurczona, pokroiłam wszystkie warzywa na sałatki i przygotowałam sosy - dziś tylko połączyłam je razem, więc jedzenie było świeże. Rano obrałam ziemniaczki, wyłożyłam mięso na blachę, obrzuciłam serem i na-na-na-sem. Na deser lody i czekoladowe pianki. Wszystko wyszło super, oprócz kremu do tortu, który się zwarzył. Ale, że krem miał być tylko na wierzch, więc z boku oprószyłam kokosem, po wierzchu posypałam kakao, udekorowałam żelkami-miskami i finito. Siostra powiedziała, że gdybym się nie "pochwaliła", że krem nie wyszedł to by nie zauważyła.
U nas w rodzinie jest tradycja, że dziecko wybiera jeden przedmiot ze stoliczka, na którym leży: pieniądz (dziecko może będzie lubić kasę), obrączka (szybko wyjdzie za mąż/ożeni się), kieliszek (zapowiada się na pijaka:), książeczka (będzie mądry), różaniec (szykuje się na zakon lub księdza). Oczywiście traktujemy to jako zabawę, ale jest to fajna zabawa. Czasem też robimy prezentację zdjęć ze śmiesznymi komentarzami i obowiązkowo pokazujemy książeczkę dziecka ze zdjęciami, odciskami nóżek i różnymi małymi pamiątkami (takie książeczki można kupić i uzupełniać jeszcze przed narodzinami - np zdjęcia z USG).
Co się tyczy chrzcin sprawa jest bardziej skomplikowana. Po pierwsze - kiedy chrzcić? Myślę, że kiedy dziecko rodzi się wiosną, latem lub jesienią, warto chrzcić jak najszybciej. Inna sprawa w zimie, ale to wiadomo. Z chrzcinami to prawdę mówiąc dużo roboty.
Po pierwsze wybrać rodziców chrzestnych. Wbrew pozorom to nie taka łatwa sprawa. To powinni być ludzie wierzący, szczególnie jeśli sami raczej nie zaglądamy do kościoła. Bo chrzest wiąże się z pewnym zobowiązaniem. Po drugie trzeba się zastanowić czy warto wybierać na chrzestnych osoby, które daleko mieszkają. Owszem ciocia z Anglii to oznacza drogie prezenty, ale mi się wydaje, że fajnie jest mieć taką ciocię lub wujka, którzy naprawdę interesują się dzieckiem, zabiorą na jakąś wycieczkę, spędzą razem trochę czasu.
Po drugie - kwestia kościoła, spowiedzi, nauk przedchcielnych i zorientowania się "z czym to się je". Nic tak nie smuci jak chrzest, na którym nikt nie wie jak się zachować, kiedy wstać, kiedy uklęknąć. W ramach ćwiczeń można raz pójść do kościoła gdzie będzie chrzczone nasze dziecko, na mszę ze chrztem właśnie.
Po trzecie - jak ubrać dziecko. W niektórych rodzinach istnieje tradycja, ze to matka chrzestna kupuje ubranko. [Do zadań ojca chrzestnego należy zakup świecy] Tradycyjnie też Matka chrzestna kupuje białą szatkę, którą może też, jeśli umie, wyhaftować. Ja polecam wygodne, białe ubranka, takie, w których dziecku będzie wygodnie i nam będzie łatwo je trzymać. Nie sprawdza się nic śliskiego ponieważ trudno utrzymać malucha. Nie polecam becików i innych wynalazków - niewygodne i tyle.
Po czwarte - jak zorganizować imprezę. W przypadku chrzcin najlepszym chyba rozwiązaniem i poproszenie o pomoc rodzinę. Jasne, że można zrobić imprezę na kilka-kilkanaście osób z małym oseskiem przy piersi. Tyla, że chyba nie warto się zarzynać. Można poprosić mamę, teściową, siostrę, przyjaciółkę, a nawet bliską sąsiadkę o przygotowanie zrazów, klopsików, tortu, ciasteczek, sałatek. Jeśli kogoś prosimy o pomoc - zawsze wypada zapłacić za produkty (znajomą i sąsiadkę możemy poprosić o rachunek - czyli co ile kosztowało). Dodatkowym plusem "proszonych" potraw jest taki, że przy obiedzie, czy podwieczorku możemy pochwalić daną osobę i podziękować jej przy wszystkich gościach.
O robieniu zdjęć i takich tam nie będę wspominać. Ale fajnie też, np po podwieczorku rozpakować wszystkie prezenty, odczytać kartki i podziękować jeszcze raz za prezenty - myślę, że to jest bardzo miły gest. Czasem można tez pokusić się o wywołanie kilku zdjęć i wysłaniu ich do gości (np. razem z kartką świąteczną).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz