No cóż, przychodzi taki czas, że ma się już dość tego brzucha i chce się już urodzić. Zaraz za tymi myślami czai się strach - jak to będzie, czy dam radę, czy wszystko będzie dobrze. Poród to zadanie do wykonania, trochę jak w wojsku. Zatem miesiąc przed porodem trzeba po prostu spakować torbę.
Dla mamy zabieramy: dwie koszule nocne (nie za długie, z rozpięciem pod szyją), klapki (nie polecam kapci chyba że po powrocie do domu je wypierzesz), narty (czyli w położniczym slangu wieeeelkie podpaski), jednorazowe majty - dwie lub trzy pary (kosztują kilka złotych w aptece), ręcznik, kubek, sztućce, wodę do picia, przybory kosmetyczne (jak wiadomo szampon, mydło, krem, szczota do zębów) i co tam jeszcze chcecie do czytania, słuchania itp. Z reguły to w szpitalu się chce głównie spać i patrzeć na malucha, ale poczytać coś lekkiego też można. Dla przyszłych mam proponuję także własny patent. Zabieramy ze sobą butelkę po małej wodzie mineralnej ale z wodą przegotowaną, oraz 3-4 saszetki Tantum Rosa. Po porodzie wsypujemy saszetkę do butelki i w trakcie każdej wizycie w toalecie, siedząc na toalecie można ulżyć najbardziej zmęczonym organom chłodną wodą z TR. To naprawdę pomaga i działa. Ale wasz wybór, w niektórych szpitalach nawet ten mały rytuał nie jest mile widziany, bo "należy myć się tylko wodą z mydłem".
Dla dziecka pakujemy: 2-3 body i tyle samo pajacyków, około 10 pieluch jednorazowych, kilka tetrowych (do karmienia, odbijania), smoczek jeśli chcesz, w lato czapeczka może być zbędna, rękawiczki na łapięta, 2 pary skarpetek, ręcznik, kremik do pupy, chusteczki jednorazowe. Proponuję nie brać za wiele rzeczy bo potem ciężko znaleźć w torbie, a mąż i tak potem doniesie pieluchy i inne brakujące rzeczy. Nie polecam także zabierania najpiękniejszych ubranek, bo smółkę naprawdę trudno wyprać, a uwierzcie mi - maluch może się usmarować po uszy.
W każdym szpitalu (ja zwiedziła trzy różne) są inne zwyczaje - w niektórych dostaniesz wszystko - od ubranek po narty, w innych nie dostaniesz nic, a problem może być nawet jak nie będziesz miała kubka do picia... W każdym szpitalu panują też inne reguły. Ale jest kilka zasadniczych niezmiennych. Zaraz po porodzie, szczególnie pierwszym sama nie wstajesz z łóżka, najlepiej poprosić o pomoc pielęgniarkę. Nigdy też nie chodź z dzieckiem na rękach po korytarzu, od tego są wózki, a nigdy nie wiadomo czy nie zakręci ci się w głowie i nie upadniesz z maluchem. Dlatego dziecko wozi się w wózkach. Trzeba też pilnować bransoletek na rączkach i nóżkach bo niekiedy spadają. W niektórych sprawach trzeba walczyć o swoje. Spotkałam się zakazem smoczków na oddziale (ok, nie są niezbędne dla wszystkich, ale czasem trzeba być asertywnym i wytłumaczyć, że "ja akurat dokonałam takiego wyboru"), z zakazem używania Tantum Rosa (tu akurat mogą mi naskoczyć), w jednym szpitalu niechętnie patrzono na to, że jem banany bo są pryskane... Ale cóż - czasem trzeba słuchać, czasem trzeba robić swoje. Dla wyjaśnienia - nie jestem przeciwko personelowi medycznemu - większość lekarzy i położnych to sensowni ludzie i bardzo pomocni, tylko czasem nadmiar roboty lub zły dzień naprawdę daje w kość. A czasem po prostu się trafi jakiś burak - ale to jak wszędzie. Na razie tyle, ale następnym razem to już będzie hardcore o porodzie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz